Wolność od oczekiwań to akceptacja - Solaris - rozwój osobisty

Wolność od oczekiwań to akceptacja

Wolność od oczekiwań daje lekkość, swobodę i spokój. To były pierwsze odczucia, gdy zauważyłem, że już w jakimś stopniu stałem się niezależny od oczekiwań. To co prawda dopiero tego początek, ale już widzę tego korzyści. Dla mnie drogą do otwarcia się na niezależność od oczekiwań był relaks i medytacja, dzięki której można doświadczać uczuć wyższych. Zauważyłem to wyraźnie, gdy w miejsce napięcia wewnętrznego powodowanego frustracjami w osiąganiu własnych celów zacząłem dawać sobie łagodność i szacunek, niezależnie od tego czy osiągam swoje cele, czy też nie. Te uczucia są bardzo ważne. Oczekiwania to ciągłe napełnianie się wyobrażeniami swoich celów, które mają przynieść radość, zadowolenie, przyjemność. To takie protezy, namiastka nie odczuwanych w danej chwili uczuć wyższych, które to są niezależne od czynników zewnętrznych. Gdy nie ma uczuć wyższych i wyobrażeń czy też marzeń, wtedy powstaje pustka. Mogą wtedy pojawić się lęki, stąd warto skupić się na bezpieczeństwie. Umysł nie lubi stanów pustki. Zawsze będzie dążył do napełnienia się czymś. Warto mu wtedy dać strawę najwyższej jakości, zwrócić się do swojego wnętrza i wydobyć uczucia wyższe, niezależnie od tego co się dzieje na zewnątrz. Umysł może chcieć dalej kierować się swoimi regułami, produkując wyobrażenia stanowiące scenariusze dalszego rozwoju sytuacji. Często są one negatywne, a ich źródłem są błędne przekonania i wzorce tkwiące w podświadomości. Są to oczekiwania, tyle że negatywne, od których jak najbardziej warto się uwolnić.

Oczekiwania rodzą wewnętrzny konflikt i towarzyszy im napięcie. Jest to jak gdyby niezgoda ze sobą samym, między tą częścią nas samych która działała i jej się nie powiodło, a tą częścią która ocenia tą pierwszą. Stajemy się wtedy surowymi egzekutorami nas samych, którzy nas oceniają. Sami zastępujemy sobie rodziców lub też nauczycieli w szkole, którzy od nas czegoś wymagali. Oczekiwania zmuszają umysł do nadmiernej aktywności i powodują niepokój. Uzależniają nasze samopoczucie od tego, czy osiągamy cel lub nie. Jednych zdarzeń nie chcemy, a drugich, tych lepszych w naszym odczuciu zwanych sukcesem oczekujemy. Cała zabawa w oczekiwania opiera się na założeniu, że jedne doświadczenia traktujemy jako złe, nie chciane, a inne jako dobre, oczekiwane. Te pierwsze postrzegane są jako porażki, efekt naszego rzekomego nieudacznictwa lub pecha i nie sprzyjaniu przez los. Ale tak naprawdę nie ma złych doświadczeń i zdarzeń. „Ucz swoje dzieci, że przegrana to wymysł, że każda próba jest udana i każdy wysiłek prowadzi do zwycięstwa, przy czym pierwszy i ostatni na równi zasługują na szacunek…Sposobem na wyplątanie się z Iluzji Przegranej jest po prostu postrzeganie wszystkiego jako czegoś, co składa się na twój sukces. Wszystkie rzeczy przyczyniają się do twej wygranej, prowadzą do twej wygranej, stanowią element procesu, dzięki któremu doświadczasz swej wygranej”. To dwa fragmenty z książki Neale Donald’a Walscha’a „Wspólnota z Bogiem”.
Umysł w stanie nie pełnej świadomości nie widzi całości. Stąd te iluzje, o których mówią oświeceni. Ciągle poszukuje wyjścia, nowych rozwiązań i działań nakierowanych na aktywność na zewnątrz. Umysł oczekuje, że tam znajdzie realizację upragnionych celów. Drogą do bogactwa jest łatwość i prostota. Cenną okazuje się tu postawa odpuszczenia sobie, dania sobie na luz. Relaks, rozluźnienie są drogą do naszego wnętrza. Tam znajduje się całe bogactwo. Akceptacja, zgoda ze sobą przybliżają do naszego wnętrza. Często mi się wydawało, że taka postawa to zaprzeczenie sobie, bierność w zdobywaniu celów i tym samym działanie przeciwko sobie. To było też przekonanie, że mam już tyle lat, a nie zdobyłem tego lub tamtego. Powstawała wtedy myśl: „No to trzeba jeszcze podwoić wysiłki, bo już najwyższy czas to osiągnąć”. Doświadczyłem w życiu, że to może bardzo zaszkodzić. Poprzez dużą własną ambicję, walkę z nałogiem i walkę o utrzymanie się w szkole, gdzie był bardzo wysoki poziom nauczania, nabawiłem się nerwicy lękowej. To właściwie było upośledzenie mojego życia przez rok, przerwa w życiorysie. Byłem jednym lękiem. Po prostu puściła psychika. Nigdy wcześniej ani później nie doświadczyłem takiego cierpienia. Walka to nie rozwój duchowy. Walka jest przeciwstawieniem się, brnięciem pod prąd. Powoduje usztywnienie i napięcie. Rozwój to poddanie się, płynięcie. Poddanie się boskiemu prowadzeniu. To poddanie się boskiemu bogactwu. A do tego potrzebny jest pełen kontakt ze sobą, ze swoją podświadomością.
Często stany poddania kojarzyły mi się z wyrzekaniem, ascezą i posłuszeństwem narzucanym przez zakony. Wolność od oczekiwań, zwłaszcza na dobra materialne i seks, była zamieniana tam na zakaz oczekiwań. Zakaz to dalej walka, ze sobą, swoimi popędami, potrzebami. Nie od razu da się oczyścić negatywy. Jeśli pojawiają się nie oczyszczone potrzeby i inne negatywne doświadczenia, to warto je zaakceptować. Zaakceptować, że na tą chwilę jest tak, a nie inaczej, z pełną wyrozumiałością dla swojego ciała i umysłu. Bez potępiania, odrzucania i pretensji do siebie. One bowiem są oznaką nie akceptacji. Akceptacja to w pełni przyjęcie siebie, przyjęcie chwili bieżącej. To bycie tu i teraz. Bez ucieczki do marzeń, do lepszej „rzeczywistości”. Wszystko ma swój czas i miejsce.
Wolność od oczekiwań dotyczy również własnego wyglądu, zachowania, sposobu mówienia i poruszania się. Także naszych osiągnięć w rozwoju duchowym. Mniej więcej od dwóch lat moja wydolność fizyczna znacznie się obniżyła. Przejawia się to w jeździe rowerem. Już nie jeżdżę tak szybko jak dawniej. Ale za nim pogodziłem się z tym, to wywierałem na siebie ogromną presję, aby sprostać mojemu wyobrażeniu o moich możliwościach, aby sprostać mojemu wyobrażeniu o tym, że jestem szybszy od kolegów, z którymi jeżdżę. Pojawia się tu kwestia rywalizacji, ale to oddzielny temat. Kiedyś to oni jeździli z tyłu za mną, teraz ja jeżdżę za nimi. I jest dobrze. Zacząłem słuchać głosu mojego ciała i akceptuję jego teraźniejsze możliwości. Zanim to się dokonało, to doprowadzałem siebie do bardzo dużego zmęczenia. Nie było wtedy mowy o przyjemności z jazdy. Teraz czerpię tą przyjemność i odbywa się to z delikatnością i szacunkiem dla mojego ciała. Zamiast zbliżać się do wyobrażeń o sobie, zacząłem zbliżać się do siebie. Podobnie jest z rozwojem duchowym. Jak dotąd zmiany w moim życiu przebiegały bardzo opornie, pomimo dużego własnego zaangażowania. Na każde wczasy, każde zajęcia przyjeżdżałem z nastawieniem, że coś one mi w końcu dadzą. To nastawienie to było prawie żądanie. Potem pojawiało się rozczarowanie i zwątpienie. Gdy nie ma oczekiwań, to nie ma miejsca na rozczarowanie i zwątpienie. Akceptacja, to po prostu przyjmowanie tego, jak jest. Nieuzależnianie swojego samopoczucia od efektów rozwoju duchowego. Wydawać się może paradoksalne to, że przecież rozwój duchowy ma przynieść wzrost jakości życia i samopoczucia. Skoro w tej chwili źle się czuję i jadę na wczasy, aby odczuwać w moim życiu radość, a tego po wczasach nie ma, to jak mam się dobrze czuć?! Jak mam nieuzależniać swojego samopoczucia od czynników zewnętrznych, skoro miały mnie tego nauczyć te wczasy, a nie nauczyły?! Przy tego typu pytaniach, często wręcz rozpaczliwych, pojawiają się pretensje do osób prowadzących wczasy, do siebie i do Boga. Pretensja oddala. Zawsze towarzyszy jej złość, czyli również agresja. Pretensje są wyrazem postawy roszczeniowej. Daj mi to. Daj mi to, bo ja tego usilnie oczekuję. Moim zdaniem o wiele lepszą postawą jest postawa otwarcia. Usilne oczekiwanie zastąpienie proszeniem i zgodą na efekty, jakiekolwiek by nie były. Warto przy tym pamiętać, że zgoda na cokolwiek, to nie jest zachłanność na cokolwiek, to nie jest nie dbanie o siebie. Zawsze robię dla siebie jak najlepiej. Jednak jeśli w danej chwili nie potrafię tego zrobić, to po prostu akceptuję to i bez presji wywieranej na siebie podejmuję kolejne działania zbliżające mnie do celu.
Niejednokrotnie prześladowała mnie myśl, że ja w tym życiu to już nic nie zmienię. Poczucie, że nie mam wpływu na moje życie. To oczekiwanie na zmianę. Jest w tym negatywne myślenie i rezygnacja, ale to inna rzecz. Przy tego rodzaju myślach od razu przychodzi mi skojarzenie dotyczące osób, które są w znacznie gorszym położeniu. Osoba pozbawiona nóg, nigdy nie będzie jeździć rowerem. Proteza w tym względzie nie rozwiązuje problemu. Chociaż różne cuda się zdarzają, to z odrośnięciem nóg jest już gorsza sprawa. Raczej przyjmuje się to za niemożliwe. Brak pieniędzy, brak zadowolenia z życia, depresja, smutek, niedomagania zdrowotne zawsze dają szansę na poprawę. Pełna zmiana może dokonać się natychmiast, w każdej chwili. Osoby z trwałymi uszkodzeniami ciała nie mogą na to liczyć. Wtedy pozostaje tylko akceptacja. Jednak warto jej nie mylić z rezygnacją. Akceptacja, to przyjęcie tego, jak jest. To poddanie się życiu. Poddanie to też nie rezygnacja. To przyjęcie tego, co jest, poddanie się temu, co jest. Bez oporu. Bez buntu. Najintensywniejszą lekcją akceptacji jest np. paraliż całego ciała. W doświadczeniu człowieka jest to skrajny przypadek i nie za bardzo poddaje się logicznej obróbce, logicznemu uzasadnieniu. Ale takie rzeczy się zdarzają. Z doświadczeniem się nie dyskutuje. Dlatego też warto każde doświadczenie zaakceptować. Powstaje pytanie, dlaczego w takim przypadku związane jest ono z takim kosztem, takim cierpieniem? To, że ktoś przyciągnął taką sytuację (że podświadomie sam tego chciał) to jedna sprawa. Druga, czy rzeczywiście nie ma innej drogi rozwoju, bez przykrych doświadczeń? To jest pytanie o cały sens rozwoju na ziemi i sposobu, w jaki się on dokonuje. Próbowałem już wielokrotnie dochodzić do tego logicznie, ale nie udało mi się. Bo skoro Bóg jest taki doskonały, to dlaczego nie wymyślił lepszego sposobu na wzrost? Że trzeba doświadczać i to często doznawać przykrych doświadczeń, to jest ograniczenie. Słowo trzeba to brak innej możliwości. A przecież Bóg jest wszechmożliwy, wszechmocny. Głównym przesłaniem książek Walsch’a jest potrzeba poznania negatywnych doświadczeń, aby znając je móc je doceniać i mieć punkt odniesienia do pozytywnych. Pisze o tym, że np. doświadczyć prawdziwej radości nie można bez znajomości tego, czym jest smutek. Po to zeszły anioły na ziemię, bo właśnie tu można było podoświadczać rzeczy negatywnych. Ale skoro była taka potrzeba, to wcale tam w raju nie było idealnie. Nie było tam stanu pełni, skoro zrodziła się potrzeba. Nie było idealnej radości, skoro trzeba było poznać smutek, aby naprawdę w pełni jej zasmakować. Pewnym wytłumaczeniem tego braku w raju jest to, że sam Bóg to nieustanny rozwój, proces o którym mowa w „Rozmowach z Bogiem”. Ale dlaczego z koniecznością takiego cierpienia po drodze? Myślę, że receptą na to jest pełna akceptacja. Ona daje przestrzeń na zrozumienie i dokonywanie pozytywnych zmian w życiu.
Jestem przekonany, że zrozumienie sensu doświadczenia nie jest kwestią logiki. Moim zdaniem jest to kwestia poczucia, jak naprawdę jest, jaki jest prawdziwy sens życia. Być może dopiero w stanie oświecenia. Tak samo warto poczuć w pełni akceptację. Nawet bez logicznego zrozumienia doświadczeń, których ma dotyczyć. Daje ona niezależność i odczuwanie radości, zadowolenia pomimo tego, co dotychczas tak uwierało w życiu. Doszukiwanie się sensu życia przez intelektualizowanie, intensywne myślenie często powoduje zbytnie oddalanie się od tu i teraz. Doceniam wartość i przydatność umysłu w życiu. Dobrym przykładem jest prowadzenie samochodu. Bardzo wskazane jest być wtedy uważnym, skoncentrowanym na tym, co dzieje się tu i teraz. Wtedy również patrzy się do przodu i do tyłu, aby mieć rozeznanie w sytuacji na drodze. Jednak zbyt długie zapatrzenie się w przód lub w tył może spowodować wypadek.
Akceptacja to w pełni przyjęcie siebie, zgoda ze sobą. To powrót do siebie. W każdej sytuacji ciepłe i życzliwe traktowanie siebie. Akceptacja to zgoda na swoje wady. To wyrozumiałość względem siebie, wspieranie siebie i życzliwość względem siebie gdy popełnia się błędy, gdy coś nie wychodzi. To dawanie sobie nieograniczonego czasu na osiąganie swoich celów. To wolność od wywierania presji. Akceptacja daje radość, wolność, przestrzeń i swobodę. Rodzi komfort i zadowolenie. Daje ulgę i rozluźnienie. Akceptacja otwiera na miłość i przyjemność. Daje bezpieczeństwo. Uczy prostoty. Daje łatwość.
Tego wszystkiego Tobie życzę.

Tomek Nawrot
tomek@tomeknawrot.com

Jedna odpowiedź do “Wolność od oczekiwań to akceptacja”

  1. Maggie pisze:

    Jak wyszedłeś z nerwicy? Tylko rok chorowałeś?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa cookies.

Czytaj więcej na temat polityki cookies.