WEWNĘTRZNE DZIECKO - Solaris - rozwój osobisty

WEWNĘTRZNE DZIECKO

Nie zajmuję się naprawianiem świata tylko ludzi. Przychodzą do mnie w momentach kryzysów: małżeńskiego, zawodowego, rodzinnego. I wszystkie te spotkania prowadzą nas w przeszłość – do starych ran, bólu, strachu, wściekłości, samotności, odrzucenia, niekochania. Większość tych emocji została wyparta z naszej świadomości, by podtrzymać miłość do swych rodziców. Stłumione emocje jednak nie wyparowały. Wewnętrzne dziecko w dorosłym życiu daje o sobie znać.

Jakie było twoje dzieciństwo? Na to pytanie większość osób odpowiada w sposób pozytywny: „normalne”, „nic szczególnego”, zdarzają się odpowiedzi mówiące o „szczęśliwym dzieciństwie”. Jakie było twoje? Co pamiętasz? Przypomnij sobie kilka scen z dzieciństwa. Jest miło, prawda? Budzi się nostalgia. A teraz dobrze byłoby sięgnąć do tych zdarzeń z dzieciństwa, których być może nawet nie pamiętasz, a które zaważyły na twoim obecnym życiu. Tych mniej przyjemnych wspomnień. One zostały zmagazynowane w naszym ciele i w wieku dorosłym mogą powodować mniej lub bardziej dokuczliwe symptomy. Można cierpieć na depresję, napady paniki, gwałtowne wybuchy agresji zwrócone przeciwko otoczeniu, dzieciom, sobie. Można krok po kroku rujnować swoje życie, nie uświadamiając sobie przyczyny strachu, wściekłości lub poczucia beznadziei.

Jeśli 30-letnia kobieta mówi, że „ona się już urodziła taka beznadziejna”, to znaczy że przez 30 lat winiła siebie za to, jak wygląda jej życie. No bo kogo miała winić? Rodziców? Rodziców trzeba kochać i szanować. Większość osób idealizuje swoje dzieciństwo i usprawiedliwia doznane niegdyś krzywdy a o trudnych przeżyciach opowiada bez emocji. Nawet, jeśli pamiętamy razy, czy inne akty agresji staramy się do nich podejść racjonalnie. Usprawiedliwiamy rodziców. Mówimy o kilku klapsach, nie mających żadnego znaczenia, na które „naprawdę sobie zasłużyłam, bo byłem nieznośny i grałem rodzicom na nerwach”. Rodzice są przedstawiani jako biedni, przeciążeni, nieszczęśliwi ludzie, którzy sami wzrastali bez miłości. Nic więc dziwnego, że tracili cierpliwość i tak łatwo im było użyć siły, czy szantażu emocjonalnego wobec dziecka. I nie to jest jeszcze najgorsze, że nie potrafimy oddać szacunku dziecku, którym kiedyś byliśmy i uznać, że ono wtedy cierpiało. Najgorsze jest poczucie winy, z jakim żyjemy obarczając się odpowiedzialnością za to, że nasi rodzice nie byli szczęśliwi i przez to nie mogli nas wystarczająco dobrze kochać. Przez całe dzieciństwo staramy się uratować rodziców, sprawić aby byli szczęśliwi. Kiedy ponosimy klęskę, bo nie da się uratować nikogo wbrew jemu samemu, popadamy w nie kończącą się spiralę poczucia winy. Teraz sami miewamy ataki złości, które najprościej nam odreagować na własnych dzieciach. Koło poczucia winy się zamyka. „Nienawidzę siebie za te chwile ślepego gniewu i furii. Dlaczego tracę kontrolę a potem zżerają mnie wyrzuty sumienia? Co mogę z tym zrobić?”.

Musimy wziąć odpowiedzialność za nasze obolałe wewnętrzne dziecko. Musimy zrozumieć dziecko, jakim byliśmy, uznać jego cierpienie i nie zaprzeczać temu dłużej. I choć znowu trzeba przejść przez te same zranienia, warto zaryzykować. Bo gdy wreszcie odważymy się spotkać z naszym dzieciństwem, otrzymujemy klucz do zrozumienia naszego nadciśnienia, nowotworów, bezsenności, naszych upokorzeń, życiowych upadków. Gdy odważamy się w końcu wziąć pod uwagę początki naszego życia, które nie zaczęło się, gdy mieliśmy 12 lat, lecz znacznie wcześniej, rzuca nam się w oczy logika tych wszystkich tajemniczych faktów. Zaczynamy rozumieć siebie. Dostrzegamy dziecko, jakim byliśmy. Z jego uczuciami i emocjami. Dziecko, które doznawało odrzucenia od najważniejszych osób na świecie. W dodatku nikt nie przybywał mu na ratunek, nikt nawet nie zauważał, że jest w niebezpieczeństwie. Ono samo z biegiem lat nauczyło się również lekceważyć swoje lęki, ignorować je a nawet naśmiewać się z nich. Niezwykła zdolność adaptacji. Teraz dorosłe dziecko płaci za to cenę.

Ale przychodzi taki dzień, że się budzi w swoim dorosłym życiu i pyta: „O co chodzi?”. I zaczyna szukać. Na początku nieco chaotycznie. Przegląda jakieś książki, czyta artykuły, rozmawia z ludźmi. Jeszcze nie wie czego szuka. Aż wreszcie natrafia na tą jedną książkę, a może jedno zdanie, które sprawia, że zaczyna rozumieć. I nie jest to jeszcze pełne zrozumienie, tylko przeczucie, że za tym kryje się jakaś prawda. Ale jest już coś, za czym może podążać. Już nie jest sam. Odnalazł skrzywdzone dziecko w swoim sercu.

Aby przeżyć czas, w którym dostajemy tak mało ciepła, szacunku i miłości, niezbędnych dzieciom do pełnego rozwoju, dokonujemy nieświadomej amnezji. Kasujemy wspomnienia, które nie są wygodne. Tworzymy na własny użytek selektywny album wspomnień z dzieciństwa. Przechowujemy tam wyłącznie obrazy chwil pogodnych czy ważnych. Nikomu o zdrowych zmysłach nie przyjdzie do głowy fotografowanie rodzinnych tragedii – awantur, bólu czy rozpaczy. Ten sam manewr przeprowadza twoja podświadomość. Tracimy pamięć, bo nie chcemy pamiętać tego, co było bolesne, upokarzające, smutne. Pragniemy żyć i wierzyć, że świat jest dobry mimo wszystko, że nasi rodzice kochają nas mimo wszystko. Ostatecznie nie mieliśmy większego wyboru. A ta decyzja miała wpływ na nasze zdrowie psychiczne a może nawet na życie. I tak oto, zamiast dzieciństwa mamy czarną dziurę, albo grzeczny album, który wyciągamy na specjalne okazje. W ten sposób skazaliśmy prawdę o nas na wygnanie. I ona od tego czasu ukrywa się w naszej podświadomości, prowadząc życie w konspiracji. A ty przeżywasz wewnętrzną schizofrenię. Raz jesteś mocnym, kompetentnym fachowcem, a raz małą dziewczynką, która chce tylko spokoju.

I to z nią trzeba się spotkać. Małą dziewczynką w tobie, która umiera ze strachu i poniżenia. Za każdym razem, kiedy tak wybiórczo opowiadasz o swoim dzieciństwie, czuje się po raz kolejny niechciana. Ile lat będziesz ją jeszcze odrzucać?

Przychodzi taki czas, kiedy postanawiamy doprowadzić do konfrontacji z samym sobą. Rodzi się w nas przekonanie, że wizja sielanki dzieciństwa może być obarczona skazą. Bo jeśli było tak dobrze, to dlaczego teraz jest tak źle? Coś się zepsuło? Ja się zepsułam? Może nigdy nie byłam dobra? Jeśli wchodzisz na takie tory myślenia, randka z wewnętrznym dzieckiem może być dla ciebie szansą na Nowe Ja.

Spotkałam się z twierdzeniem, że mit bajkowego dzieciństwa swoją popularność zawdzięcza jedynie powszechnemu zanikowi pamięci. Może to tylko insynuacje, może ciebie to nie dotyczy, bo twoje dzieciństwo naprawdę było szczęśliwe i masz do czego wracać w trudnych chwilach? Może twoje wewnętrzne dziecko jest twoim najlepszym przyjacielem, radosnym, pogodnym dzieciakiem.

Jeśli natomiast masz jakieś wątpliwości i chcesz sprawdzić, jakie są odczucia nieświadomej części ciebie, możesz przeprowadzić pewne ćwiczenie. Na moment wróć do przeszłości. W zamyśleniu pozwól sobie na automatyczną pisaninę. Weź na warsztat kilka z zaproponowanych zdań, lub wymyśl swoje i pisz odpowiedzi tak długo, aż te prawdziwe przebiją się przez warstwę ochronną, maskę, którą założyłaś lata temu.

Kocham moich rodziców, bo ..

Kocham moją mamę, bo …

Kocham mojego tatę, bo …

Byłem szczęśliwym dzieckiem, bo ..

Kiedy mój ojciec był zły, to .

Kiedy moja mama złościła się na mnie, to ..

Kiedy jako dziecko bałam się, to …

Kiedy słyszałam podniesione głosy rodziców, to ..

Gdyby ktoś mógł mi pomóc w tamtej sytuacji, to ..

Czego nie chcę kopiować po moich rodzicach?

Co zmieniłabym w moim dzieciństwie?

Beata Markowska

7 odpowiedzi na “WEWNĘTRZNE DZIECKO”

  1. Mala pisze:

    Dziękuję 🙂

  2. Agnieszka pisze:

    Pani Beatko to jest prawdziwy przekaz emocji.Jestem pod wrazeniem i dziekuje ze to czego szukalam znalazlam .

  3. Ewa pisze:

    To wszystko prawda,mnie to spotkalo,po 53 latach doszlam do tego sama,ale nadal ciezko mi zyc.Dziekuje pani Beato.

  4. Ewa pisze:

    Tak.bylam bitym i krzywdzonym emocjonalnie dzieckiem.

  5. gosia pisze:

    złapałam się na tym,że ubarwiam swoje dzieciństwo z czystej lojalności wobec moich rodziców.Mam do nich bardzo dużo pretensji i żalu, w znacznej części usprawiedliwionego.Teraz jednak ich już nie ma i obarczanie ich odpowiedzialnością uważam za niesprawiedliwe wobec nich.Bardziej ich rozumiem- gdy ich już nie ma.Próbuję za wszelką cenę się ze sobą zaprzyjażnić, zapewne dlatego że jestem teraz zupełnie sama..Może jestem „interesowna” moje dziecko to wyczuwa, albo też nie potrafię po prostu skonfrontować się ze sobą z tamtych lat..Ale będę próbowała- do końca. Mam wrażenie,że ja sama zawiodłam swoją dziewczynkę.

  6. Cloe pisze:

    Jestem obecnie na terapii DDA. Od czerwca w grupie poglebionej. …dopiero jednak teraz gdy „gram glowna role” w konflikcie, gdy poczulam ze moje cialo oddzielilo sie, zbuntowalo przeciwko rozumowi – mojej racjonalnosci, dostrzeglam wewnetrzne dziecko. Mala dziewczynke zostawilam w ciemnym kacie, a ona tam siedziala i plakala bo nadal nikt jej nie przytulal, nie kochal, nie wspieral, nie prowadzil za raczke, nie tlumaczyl swiata i ludzi… Zaczela wiec dokazywac. Schowala sie w moim brzuchu i zaczela kopac tego racjonalnego .. Rodzica… Mamusiu boje sie, wez mnie na reve, przytul. I zrobilam to. Przytulam ta mala wystraszona dziewczynke, wycieram jej lzy, kocham. …i kupilam piekna lalke. Bedziemy razem sie wspierac.

  7. ja pisze:

    …a ja nie kocham siebie…gdy myślę o mojej „małej dziewczynce” widzę ją brzydką grubą odpychającą wstrętną…nie potrafię jej przytulić ani nawet powiedzieć jednego wspierającego słowa, nie cierpię jej…nie mogę się zmusić do pokochania jej, co na nią spojrzę czuję niechęć i obrzydzenie…nie potrafię jej zaakceptować

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa cookies.

Czytaj więcej na temat polityki cookies.