Ustawienia w praktyce
Właśnie sypie się kolejny związek Zosi, dwudziestodwulatki z Krakowa. Zastanawia się: być z nim dalej, czy zerwać? Wszystkie jej romanse zaczynały się fantastycznie, a kończyły totalną klęską. Pół roku temu, na żądanie aktualnego chłopaka usunęła ciążę. Ona chciała tego dziecka, on – nie. Coś w niej wtedy pękło, popadła w depresję, natychmiast chciała odejść. Ale jej drugie „ja” – to, które boi się, że już nigdy nie znajdzie partnera – kazało zostać z Sylwkiem. Zgłosiła się na warsztaty ustawień rodzinnych metodą Hellingera, by znaleźć rozwiązanie swoich problemów i sposób na leczenie ran.
W sali dwadzieścia pięć osób. Siedzimy w kole, na krzesełkach ustawionych pod ścianami. Zosia wychodzi na środek, obraca się kilka razy, przygląda naszym twarzom. Na znak terapeuty wybiera spośród nas osoby, które przedstawiać będą jej mamę, tatę, brata i ją samą. Podczas przerwy okazuje się, że nie kierowała się podobieństwem fizycznym. Nie wie, czym się kierowała… Jakimś impulsem, skojarzeniem, podobieństwem energetycznym…
Zosia kładzie ręce na ramionach wybranych osób i delikatnie popycha je w różne miejsca sali. „Ustawia” swoją rodzinę – jedna osoba od drugiej bardzo daleko, bo w jej rodzinie wszyscy od wszystkich stoją bardzo daleko…
– Nie wiem, jak to się dzieje – objaśnia terapeuta wybranym osobom – ale zawsze się to sprawdza. To, co teraz poczujecie, to nie będą wasze uczucia, ale członków rodziny Zosi. Sam twórca ustawień rodzinnych, wybitny niemiecki terapeuta Bert Hellinger nie wie, jak i dlaczego to się dzieje. Wyłączcie teraz myślenie i postępujcie tak, jak czujecie. Co macie ochotę zrobić?
„Brat” cofa się kilka kroków. „Matka” mówi: – Nie czuję, że jesteśmy rodziną, chciałabym stać tak, żeby wszystkich widzieć. A „Zosia”: – Jest mi źle, że brat się odsunął, ale cieszę się, że mama chce się zbliżyć. „Tata” patrzy w okno i wyznaje: – Mnie to wszystko zupełnie nie obchodzi.
Terapeuta poleca znowu zmienić miejsca, tak jak każdy z „aktorów” ma ochotę. Kilka minut na skupienie i powtórka „sakramentalnego” pytania: – Co czujecie w nowym ustawieniu? Na podstawie tego, co mówią, prowadzący próbuje nazwać główny problem rodziny Zosi i zrozumieć, dlaczego związki Zosi z mężczyznami są nieudane.
Zostaję wybrana przez Zosię w chwili, gdy okazuje się, że ojciec dziewczyny miał przed ślubem ukochaną narzeczoną, którą porzucił. Matkę Zosi poślubił „zamiast”, więc ich związek nigdy nie opierał się na miłości.
W roli „narzeczonej ojca” mam określić swoje emocje wobec członków rodziny Zosi. Mimo że są mi podwójnie obcy (jako autentyczna rodzina Zosi i jako ludzie, których godzinę wcześniej spotkałam na tych zajęciach po raz pierwszy w życiu), dzieje się magia! Patrzę na „mamę” i odnajduję w swoim wnętrzu najprawdziwszą sympatię i współczucie. Czuję, że lubię tę kobietę i chętnie bym się z nią zaprzyjaźniła. „Brat” Zosi jest mi obojętny, a wobec samej „dziewczyny” czuję zazdrość o to, że przebywa tak blisko mej dawnej wielkiej miłości, która – odkrywam to ze zdumieniem – nie wygasła… Patrzę na podstarzałego obcego mężczyznę w przepoconej, wymiętej nieco koszuli i kocham go całą sobą. Nie chce mi się wierzyć, gdy na pytanie zadawane po tym i kilku następnych przestawieniach niezmiennie odpowiadam: – Ja go kocham…
Tajemne kody
W każdej rodzinie istnieją tajemnice: usunięte ciąże, choroby psychiczne, adoptowane dzieci, alkoholizm, zdrady, a nawet morderstwa. Okazuje się, że wszystkie te wstydliwe, ukrywane rodzinne sprawy są przyczyną naszych problemów – twierdzi Bert Hellinger i zachęca, by każdy z nas poszukał odpowiedzi na pytanie: – Co złego wydarzyło się w mojej rodzinie?
Jeden z pacjentów Hellingera Piotr przez długi czas miał myśli samobójcze. Gdy zwrócił się do niego o pomoc, ten – zgodnie z zasadami opracowanej przez siebie metody – dokładnie zbadał przeszłość rodziców, dziadków i rodzeństwa Piotra. „Odkrycia” przeszły najśmielsze oczekiwania. Otóż prababka Piotra – już po ślubie – poznała mężczyznę, z którym zaszła w ciążę. Pradziadek Piotra zmarł nagle – 31 grudnia – w wieku 27 lat. W rodzinie podejrzewano, że został zamordowany. Niesprawiedliwa prababka nie przekazała gospodarstwa, które odziedziczyła po mężu, ich wspólnemu dziecku, ale dziecku z drugiego związku. Od tamtego czasu, w rodzinie
Piotra tragicznie zginęli trzej… dwudziestosiedmioletni mężczyźni. 31 grudnia lub 27 stycznia, czyli w rocznicę ślubu prababci. Jeden z nich 31 grudnia postradał zmysły i powiesił się 27 stycznia. Jego żona była w ciąży, tak jak prababcia, gdy została wdową. Kiedy Piotr uświadmił sobie, jak bardzo los przodków wpływa na los całej rodziny, jeden z jego kuzynów kończył właśnie 27 lat, a w kalendarzu zbliżał się 31 grudnia. Okazało się, że kuzyn Piotra kupił już pistolet, aby popełnić samobójstwo…
Niesamowite? A jednak prawdziwe. Bert Hellinger twierdzi, że tak właśnie działają psychiczne rodzinne kody, przekazywane z pokolenia na pokolenie bez udziału czyjejkolwiek wiedzy i woli. Realizujemy je nieświadomie w czasie i w sytuacjach, na które także nie mamy wpływu.
Uszanujcie „czarną owcę”
Maria cierpiała na depresję, nie pomagały żadne leki. W trakcie pracy z Hellingerem okazało się, że to matka Marii, która bardzo tęskniła do swojego nieżyjącego ojca, nie chciała żyć, a córka „tylko” przejęła jej depresję.
Dziesięcioletni syn Jerzego ciągle mówił o śmierci. Gdy przerażony ojciec poprosił o pomoc terapeutę, okazało się, że chłopiec identyfikował się ze stryjkiem, który zmarł wiele lat przed przyjściem chłopca na świat. Brat ojca odebrał sobie życie zażywając truciznę i oto dziecko – z niezrozumiałych zupełnie powodów – chciało podzielić jego los. Gdy ojciec na polecenie terapeuty zaczął mu opowiadać o stryjku, chłopiec poprosił o jego zdjęcie, które postawił na swoim biurku i… uspokoił się, wyciszył, poczuł o wiele lepiej.
Jak to się dzieje, że jedni członkowie rodziny „przejmują” nieszczęścia innych?
Hellinger nazywa ten mechanizm sumieniem grupowym. Ma na myśli dzieci, rodziców, dziadków i innych krewnych, jak również osoby, „po których pozostały puste miejsca”. Na przykład byłych małżonków, usunięte płody, osoby, z którymi rodziców łączyła kiedyś wielka miłość. Jeżeli jedną z tych osób dotknie zły los, w grupie powstaje potrzeba wyrównania. Nieszczęście, które miało miejsce w którymś z wcześniejszych pokoleń, w późniejszym zostaje raz jeszcze „wcielone” i przeżyte przez jedną z osób. Wszystko to po to, by rodzina mogła się definitywnie od niego uwolnić.
Hellinger bardzo mocno zwraca uwagę na tak zwane osoby wykluczone, o których wszyscy pragną szybko zapomnieć, bo na przykład przyniosły rodzinie wstyd. Taką „czarną owcę” należy ponownie – symbolicznie – przyjąć, uszanować jej ból. Wykluczeni muszą otrzymać od krewnych miłość i szacunek, które im się należą. Dopiero wtedy historia ich życia nie będzie miała na nas wpływu.
Alicja Jamróz „Grunt to rodzinka”
Dodaj komentarz