Mój szef psychopata - Solaris - rozwój osobisty

Mój szef psychopata

Myślą szybko, są niecierpliwi, mają swoje zdanie na każdy temat i nie przyjmują argumentów drugiej strony. Jeśli spełniasz te kryteria, wkrótce zostaniesz szefem. 70 proc. ludzi na wysokich stanowiskach to osoby o typie osobowości alfa.

dilbert

Szef do Dilberta: Piętnastego robimy dzień doceniania pracownika. Dilbert: Ale to niedziela. Szef: No właśnie, będziecie mieć całą sobotę na ugotowanie jakiegoś dania na składkowy lunch. Ja nie mogę przyjść, bo w weekendy zajmuję się sprawami osobistymi. Róbcie zdjęcia.

Dilbert jest przebojem na całym świecie. Tytułowy bohater komiksu wymyślonego przez Scotta Adamsa, który przez wiele lat pracował dla różnych korporacji. Dilbert to jego alter ego: rozsądny inżynier ze zbiurokratyzowanej firmy zmagający się z szefem idiotą. Gnębieni przez toksycznych szefów pracownicy korporacji piszą do Dilberta listy, a fachowcy od zarządzania cytują jego powiedzenia. Michael Hammer, współautor książki „Reengineering w przedsiębiorstwie”, pod wpływem której w setkach firm zaczęło się redukowanie kosztów i zwolnienia, stwierdził: – „Dilbert” to nie komiks. To dokument. Nienawidzimy naszych szefów. W zakładowych stołówkach, w korporacyjnych lunch barach, na papierosku, w toaletach – jak świat długi i szeroki słychać pomruki niezadowolenia pracowników. Trwa obmawianie, narzekanie i licytowanie się, kto ma większego głąba i dyletanta nad sobą. W Polsce (według portalu Praca.pl) co siódmy pracownik odchodzący na własne życzenie z pracy robi to z powodu toksycznego szefa. Według danych Instytutu Geva w Monachium 88 proc. niemieckich pracowników skarży się na trudności, jakie stwarzają im przełożeni. A co piąty mówi wprost: nie jestem w stanie znieść tego drania. W Wielkiej Brytanii – jak wynika z opublikowanych w 2007 roku badań nad londyńskimi urzędnikami – toksyczni szefowie z administracji publicznej przyczyniają się do ataków serca u swoich podwładnych. W Stanach Zjednoczonych poradniki „Trudni ludzie. Przetrwanie i rozwój bez zamordowania własnego szefa” Johna Hoovera rozchodzą się jak książki kucharskie sław od gotowania, a ludzie zrzeszają się pod hasłem walki z głupią dyrekcją. Ale nic nie wskórają. W biznesie zwanym szefowaniem nie odnoszą sukcesów ludzie pokroju Dilberta – sympatyczni, spokojni, empatyczni. Jak pisze wykładowca Harvardu dr Daniel Goleman w artykule „Przywództwo, które przynosi efekty”, nigdy nie będzie dobrym szefem ten, kto wykazuje nadmierną troskę o podwładnych. Wszyscy ludzie z sercem na dłoni, łagodzący burzliwą korporacyjną atmosferę, sprawdzają się jako menedżerowie średniego stopnia, ale nie na dyrektorskim stołku. Dobre relacje z innymi są dla nich tak ważne, że nie potrafią ani kontrolować podwładnych, ani podejmować niepopularnych decyzji. Model demokratycznych rządów też nie zawsze się sprawdza w firmie. „Kończy się bowiem na wiecznych zebraniach i wielogodzinnym roztrząsaniu najdrobniejszych pierdół” – pisze Goleman. Kto jego zdaniem jest najlepszym szefem? Autokrata z wizją, żelazną ręką prowadzący przedsiębiorstwo. Twardziel – często o silnym ego i trudnej naturze – który swoim pragnieniom potrafi podporządkować innych i pociągnąć za sobą. Sprawdza się, choć nazywamy go tyranem. Jak wynika z opublikowanych dwa lata temu badań Harvard Business Institute, 70 proc. ludzi na wysokich stanowiskach to osoby o typie osobowości alfa. Myślą szybko, są niecierpliwi, mają swoje zdanie na każdy temat i nie przyjmują argumentów drugiej strony. Odrzucają też pomoc innych. Są dumni, wręcz zadufani w sobie, nie potrzebują pochwał. Poddani presji, stają się agresywni. – Niektórzy z nich to osobowości na granicy normy albo wręcz psychopaci – twierdzą amerykańscy psychiatrzy prof. Robert Hare i dr Paul Babiak. Na pozór pełni energii i czarujący – z całą bezwzględnością manipulują innymi, kłamią, oszukują. Wiedzą, czego chcą, i nigdy nie mają wyrzutów sumienia. Jak Andrew Fastow, główny księgowy Enronu, który wyprowadził z firmy 24 mln dol., ale pobił się z taksówkarzem, bo nie wydał mu 70 centów reszty. Im większe pieniądze, tym gorsze typy zasiadają w gabinetach z tabliczką „boss” na dębowych drzwiach. Bo kim, jeśli nie psychopatą był John D. Rockefeller, który zbił majątek dzięki korupcji, a jego życiowym mottem było powiedzenie „To Bóg dał mi moje pieniądze”. Henry Ford zatrudniał szpiegów, którzy podglądali jego pracowników, a strajki w fabrykach samochodów gasił gazem łzawiącym. Walt Disney zasłynął jako podejrzliwy kontroler niepłacący pracownikom. Natomiast Harold Geneen, szef wielkiego koncernu amerykańskiego ITT, w latach 60. był znany z organizowania 14-godzinnych narad. Wyżywał się na dyrektorach, co kilku z nich przypłaciło chorobą psychiczną. To oczywiście przykłady skrajne. W wersji łagodniejszej szef-tyran będzie miał cechy charyzmatycznego lidera, który wie, jak rozhuśtać firmę, wyśrubować wyniki i wygrać z innymi. Ale zna cenę tego sukcesu. Niejeden sukces ma za ojca tyrana. Tomasz Lis, kiedy zaczął prowadzić „Fakty” w TVN, znany był z tego, że terroryzował swoją ekipę, a zwracając uwagę, nie przebierał w słowach. – Potrafił zadzwonić do mieszkania korespondentki i wrzeszczeć na jej męża, żeby natychmiast dał mu do telefonu „tę k…”, bo ją „k…, zabije” – opowiada jeden z jego ówczesnych współpracowników. A mimo to, albo dzięki temu, „Fakty” wyrosły na najlepszy program informacyjny. O Leszku Czarneckim, jednym z najbogatszych Polaków, właścicielu grupy bankowo-ubezpieczeniowo-leasingowej Getin Holding, krążą legendy. Uchodzi za zimnokrwistego i bezwzględnego, nie toleruje porażki ani słowa sprzeciwu. Co prawda nie krzyczy, ale też rzadko chwali. Pracownikowi daje pół minuty na zreferowanie problemu, po czym wydaje polecenie, oczekując, że natychmiast zostanie zrealizowane. Zwalnia z pracy z takim samym wyrazem twarzy, z jakim przyjmuje. Zero emocji. Tylko że podwładni wcale nie czują do niego nienawiści. Pracownicy nie boją się stanowczych szefów. Czują strach przed tymi, którzy traktują ich jak gówniarzy – mówi Wojciech Haman, autor książki „Psychologia szefa. Szef to zawód”. – To układ trochę podobny do relacji nauczyciel – uczeń. Od szefa oczekujemy czytelnych zachowań i decyzji. Tego, że będzie autorytetem. Nie szanujemy przełożonych jedzących nam z ręki czy dających sobie wejść na głowę – twierdzi Haman. Autokratyzm nigdy nie będzie straszakiem, jeśli pracownicy zobaczą w szefie coś więcej: inteligencję, klasę, wizję, charyzmę. Jeśli tych cech zabraknie, stanie się własną karykaturą, postacią z komiksu o Dilbercie i jego przełożonym idiocie. W polskich firmach ich pełno. Szef Agnieszki z Torunia (branża spożywcza) wyznaczył pracownikom piętnastominutowe przerwy na jedzenie i picie. Poza nimi nie wolno było nawet nalać sobie wody. – Mieliśmy prywatne kubki – wspomina Agnieszka. – Zmywaliśmy je po pracy. Kiedyś o tym zapomnieliśmy. Następnego dnia rano szef kazał sekretarce zapakować wszystko do worka i wynieść na śmieci. Tomasz pracował w dużej poznańskiej firmie handlowej. Odszedł m.in. z powodu odzywek szefa. Do sekretarki: – Przynieś mi papierosy. Dobrze ci zrobi, jak się przejdziesz, bo za gruba jesteś. Do pracownika, któremu zwolniono kolegę z działu: – Niech pan nie siedzi taki zadowolony, pan tu jest tylko dlatego, że jak zrobiłem wyliczankę, wypadło na tamtego. Takiego psychicznego mobbingu doświadcza pięć procent polskich pracowników (CBOS, 2002); 12 procent przyznaje, że przynajmniej raz miało do czynienia z sytuacją, gdy szef obrażał ich, wyśmiewał, nadmiernie karał albo fałszował dane na temat wyników pracy. Między tymi dwiema skrajnościami – charyzmatycznego tyrana i niebezpiecznego idioty – są typy pośrednie. Wśród nich duża grupa tych, którzy zarządzanie utożsamiają z manipulacją, lubią szczuć pracowników na siebie. – Daje im to poczucie mocy i kontroli, bo ludzie są słabsi, kiedy się kłócą – mówi Henryka Bochniarz z Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan. Jest też sporo szefów, których nie ma. Na rozmowę z nimi można czekać tygodniami. Bezskutecznie, bo otaczają się niewielkim gronem swoich satelitów, a reszta nie ma do nich dostępu. Kolejną, też niemałą grupę stanowią szefowie przekonani o tym, że wszyscy chcą ich okraść, oszukać, a zamiast pracować – knują. To dla nich wymyślono monitorowanie korespondencji e-mailowej i namierzanie firmowych komórek. Mimo to przełożeni lubią wpadać niespodziewanie do pokoju, żeby osobiście sprawdzić, co sekretarka ma na monitorze komputera. – Mój szef nas obwąchiwał. Sprawdzał, czy nie pijemy w pracy – opowiada Monika z telewizyjnej firmy producenckiej. – Wyglądało to, nie ukrywam, bardzo śmiesznie. W tym panteonie osobne miejsce zajmuje armia klasycznych autokratów: bossów siedzących w pięknych gabinetach, nastawionych na własną karierę, a nie rozwój przedsiębiorstwa. – W Polsce to cała generacja szefów wywodząca się z czasów PRL – mówi Jacek Santorski, psycholog biznesu. – O wszystkim chcą decydować sami, podwładnych lekceważą. – Mój szef zna się na wszystkim, od parzenia herbaty po prowadzenie księgowości – mówi Marek, specjalista public relations z Warszawy, pracujący w firmie poligraficznej. – Nasze zebrania trwają po pięć godzin. Prezes opowiada długo i nudnie, co według niego jest złe. Nie możesz wyjść, bo on się wścieka. A ostatnim zdaniem, jakie wypowiada, jest: „Ja pierwszy idę do toalety”. A może pracownicy nienawidzą swoich szefów z zasady, jak teściowej, doszukując się w każdym ich geście dziwactwa, głupoty, niekompetencji i złych intencji? Gdyby zajrzeć pod dyrektorską zbroję, mogłoby się okazać, że zamiast nadętego bufona siedzi tam zwyczajny, zmęczony i bardzo samotny facet. – Kiedyś zadzwonił prezes pewnej potężnej firmy i powiedział: „Muszę z tobą pogadać, bo nie mam z kim. Jak nie z tobą, to chyba tylko z moim psem” – opowiada Haman. Do podwładnych przecież nie pójdzie. Żaden z nich nie chciałby usłyszeć, że boss ma wątpliwości co do przyszłości firmy. Że nie jest pewien swoich decyzji. Że się boi. Załoga musi mieć zaufanie do kapitana, nawet jeśli za nim nie przepada. Zostaje sam z ostatnią do podjęcia decyzją, za którą i tak podwładni okrzykną go idiotą.

Iwona Dominik, Dorota Malesa

Newsweek Polska, http://polska.newsweek.pl/moj-szef-psychopata,35390,1,1.html

Jedna odpowiedź do “Mój szef psychopata”

  1. vasylea pisze:

    Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Ludzie godzący się na każde poniżenie w imię rzekomej kariery. Gdyby nie te ludzkie podnóżki, to i szefów-psychopatów byłoby mniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa cookies.

Czytaj więcej na temat polityki cookies.