Czy trzeba przegrać świat - Solaris - rozwój osobisty

Czy trzeba przegrać świat

Czy faktycznie konieczne jest oddzielenie prawdy naszego bytu od naszego bytu w świecie?

Ideał duchowy często – a nawet przeważnie – stawiano w opozycji do świata materialnego. Stąd też, ludzie duchowo świadomi, często są postrzegani (i zresztą sami siebie również tak widzą) jako osoby niezaradne, niezdolne do przełożenia swych wewnętrznych wizji na użyteczne w świecie realia.
Czy rzeczywiście trzeba przegrać świat, aby wygrać duszę? Dlaczego nasz świat wewnętrzny i zewnętrzny nie miałyby się nawzajem wspierać?
Twierdzę, że dopóki nie zaczniemy się posuwać w tym kierunku, żadne dobre intencje nie zmienią natury rynku pracy w społeczeństwie i że jeśli nie zmienimy swego podejścia do praktyki i sztuki zarabiania na życie, to kultywowanie jakiegokolwiek życia wewnętrznego będzie coraz trudniejsze.

Począwszy od Karola Marksa wciąż podnoszą się głosy przekonujące, że niezbędnym warunkiem wolności człowieka jest transformacja miejsca pracy. RozdĽwięk pomiędzy życiem a pracą, między codziennymi wysiłkami a marzeniami, nęka ludzi jak plaga. Znaczna część społeczeństwa przyjęła niezadowolenie z pracy jako coś oczywistego i bezmyślnie wspiera kulturę rozrywki i konsumpcji, widząc w niej jedyny rzeczywisty przejaw życia. Inni traktują pracę jako konieczne wyrzeczenie, pomimo gnębiącego ich poczucia, że „się sprzedali”. Bardzo niewielu z radością wygląda poniedziałku.
Czy możliwe jest, abyśmy w pracy byli sobą, a nie musieli ukrywać własnej autentyczności, w imię przetrwania na rynku pracy?
Jeśli nasza praca nie wzbudza w nas przepływu serdecznej energii, to wszystko co zrobimy, będzie dla nas niewystarczające, jałowe i w dalszym ciągu będziemy zagłuszać swoje najgłębsze tęsknoty, skupiając się to na jednym cząstkowym problemie, to na innym. I prędzej, czy póĽniej będziemy musieli odpowiedzieć sobie na te pytania, jeśli chcemy mieć jakąkolwiek nadzieję na zatrzymanie kieratu, w jaki sami się wpędziliśmy.

Twórca czy ofiara – dwa sposoby istnienia w świecie

W konwencjonalnym ujęciu sposoby istnienia w świecie ludzi Wschodu i Zachodu są biegunowo przeciwstawne. Wschodnie podejście do życia kojarzono, ogólnie rzecz biorąc, z abdykacją woli i oddaniem się doświadczaniu wewnętrznej rzeczywistości, podczas gdy drogę Zachodu kojarzono z rozwijaniem woli i zmienianiem za jej pomocą zewnętrznej rzeczywistości. Zachód porównywano do ślepca, Wschód do kulawego. Jeden może chodzić, drugi – widzi, ale żeby być naprawdę całością, każdy z nich potrzebuje tego drugiego. Wschód i Zachód można też dostrzec w doświadczeniu każdego z nas. Każdy z nas ma swój Wschód i Zachód, a w życiu, dobrze byłoby, kierować się godząc ze sobą te dwa aspekty naszej natury.
Oto cztery klucze do antykariery: jeśli zechcemy wykrzesać z siebie wewnętrzny ogień poświęcenia, poddać się dyscyplinie i dążyć do mistrzostwa w swojej dziedzinie, służyć w duchu dzielenia się tym, co mamy i twórczo równoważyć różne siły, działające w nas i wokół nas, to świat zewnętrzny wynagrodzi ten trud i krok po kroku, nasze przedsięwzięcie będzie się rozwijać w sposób, jakiego sobie wcześniej nie wyobrażaliśmy. Klucze te pomagają osiągnąć pełną wewnętrzną zgodność i pozwalają, pozostając sobą, odnosić sukcesy w świecie, a świat pracy zawodowej zmieniają w rynek kosmiczny.

Te cztery klucze są zwodniczo proste, ale nad wyraz skuteczne, gdy się je zastosuje po kolei, osiągając harmonię z każdym z nich. Wiele osób stara się skupić na zarządzaniu, nie mając w swym wnętrzu świętego ognia, prowadzi to tylko do znużenia. Inni mogą mieć głębokie poczucie zaangażowania, czyli inwestycji, ale nie starcza im samodyscypliny, potrzebnej by podtrzymać w sobie energię, czy zbudować sieć współpracy. Jeszcze inni mogą dostrzegać doniosłość służby, ale zaniedbują menedżerskie umiejętności, które pozwalają dotrzeć z daną służbą do społeczności. Wszystkie cztery klucze są niezbędne, aby otwierać kolejno następujące po sobie drzwi – z inwestowania bowiem bierze się energia konieczna do wytrwałego działania, z dyscypliny rodzi się autentyczna wartość, którą można komuś przekazać w postaci służby, a służba uruchamia energie interakcji, niezbędne, aby uczynić życie sztuką.

JAK ZORGANIZOWAĆ SWÓJ CZAS?

Ile to już razy mówiliście sobie: „Teraz wezmę się w garść”, po czym na nowo zapadaliście się w gąszcz wiecznego chaosu, który nazywamy codziennym życiem? Jakie by to było uczucie, gdybyśmy byli zorganizowani w sensie organicznym, a nie strukturalnym, narzuconym z zewnątrz? I dlaczego jest to takie ważne?
Wiele osób zajmujących się „kreowaniem kultury” nie lubi słowa „organizacja”, ponieważ kojarzy się ono ze wszystkim, co zdaje się szkodzić światu: z przymusem, z panowaniem, hierarchią, sztywnością, skostniałym rytuałem itp. Przecież już Lao-cy powiedział, że gdy zagubiono Tao, powstał rytuał. Dlaczego nie można po prostu płynąć jak woda i we właściwym czasie znajdować się we właściwym dla nas miejscu? Cóż, myślę, że jest to możliwe, jeśli tylko będziemy pamiętać, że nawet woda ma swoją, właściwą sobie, strukturę i porządek. Do stworzenia trwałego i efektywnego stylu życia potrzebne są obie ręce, lewa i prawa: uczucia i intuicja muszą iść w parze z jasnością umysłu i porządkiem. To niesłychanie ważne, ponieważ niezliczone piękne marzenia padają ofiarą braku prawdziwego zorganizowania.
W sferze zewnętrznej pytamy człowieka: do jakiej organizacji należysz? i odpowiedĽ może nam dużo powiedzieć o tej osobie. Praca lub organizacja, do której należymy, często na przykład decyduje o tym, gdzie mieszkamy, o której godzinie wstajemy i – jeszcze bardziej – o tym, wśród jakich ludzi się obracamy.
A gdyby tak spojrzeć na to samo pytanie z głębszego poziomu? Do jakiej organizacji należymy wewnętrznie? W rytm czyjego werbla maszerujemy? Czy potrafimy rozszyfrować „organiczny” charakter struktury tak, aby nasze życie miało dla nas sens, to znaczy krok po kroku komunikowało nam swoją mądrość? To wyczucie równowagi i porządku można i trzeba uzyskać, jeśli nasza praca w świecie ma stać się wyrazem tego, kim jesteśmy. Niestety, umiejętności, o które nam chodzi rzadko wpajano nam w latach, kiedy kształtowała się nasza osobowość, ponieważ wychowaliśmy się, mówiąc z grubsza, w świecie zorganizowanym od zewnątrz, ale nie od wewnątrz. Tymczasem, jeśli nie zdołamy uporządkować pewnych podstawowych spraw, to bez względu na to, jakie będziemy mieć plany i ideały, przyjdzie nam wciąż doświadczać wewnętrznej niepewności, a ten brak poczucia bezpieczeństwa będziemy kompensować odwoływaniem się do zewnętrznych atrybutów porządku (takich jak budziki).
Wewnętrzna organizacja, organizacja psychiki (która, jak podejrzewam, ma coś wspólnego ze słowem rytuał w jego najgłębszym sensie) jest ostatnio głównym obszarem moich „badań nad antykarierą” i chciałbym podzielić się z Wami kilkoma myślami i zasadami, które, jak się przekonałem, są tu pomocne.
Po pierwsze, należy odnaleĽć swój środek ciężkości. Ciężkość ma związek z głęboką, ześrodkowaną więzią z kosmosem, nie tylko z zakorzenieniem w ziemi, ale z wyczuciem własnego centrum pośród całego zgiełku i pośpiechu współczesnego życia. Ciężkość ma związek z oddychaniem, z postawą ciała, z osobistym wyczuciem czasu i, rzecz jasna, z obfitością. Gdy jesteśmy gotowi „zanurzyć się” we wszechświecie, wtedy nie musimy ciągle przypominać sobie o właściwej pozycji. Po drugie – jak powtarzała mi Hilda Charlton za każdym razem, gdy czułem się przygnieciony nawałem spraw – Jeśli masz sześć pokoi do posprzątania, zacznij od jednego. Zacznij od tego, co masz przed oczami i przepracuj to sumiennie. To z kolei prowadzi nas do trzeciej, bardzo ważnej zasady efektywnej organizacji: doprowadzenie zamierzenia do końca potęguje moc. Innymi słowy, gdy nie wiesz, w którą stronę pójść, albo co zrobić, zadaj sobie pytanie: Co wymaga dokończenia? Jaka jeszcze sprawa pozostaje nie załatwiona? Albowiem to, co nie zostało zakończone z pewnością jeszcze przypomni o sobie, domagając się rozstrzygnięcia – możliwe, że w najbardziej niedogodnym momencie. I ostatnia rzecz: nie walczyć z chaosem. Twórczość wyłania się z chaosu. Czasami coś musi się rozpaść. Działanie zasady organizującej przejawia się także w ten sposób. Możemy zacząć dzień z werwą i zapałem, a pod koniec tego dnia mieć zupełny zamęt w głowie. W takich chwilach przychodzą mi na myśl słowa Emersona: Każdego dnia przegrywam, lecz urodziłem się, by zwyciężyć. Urodziłem się, by zwyciężyć! Jest jakiś plan, jakiś porządek, czasami wyraĽnie widoczny, czasami odległy. Nie trzeba jednak mylić go z niewykonalną misją stania się doskonałym! Czasami zwyciężamy, czasami przegrywamy, ale zawsze możemy powrócić do żywego centrum naszego istnienia, do ożywczej esencji, która podtrzymuje i karmi naszego ducha. Jest to w pewnym sensie głęboka praktyka wiary, polegająca na porzuceniu dotychczasowych schematów, rozpoczynaniu co dzień od zera i zajmowaniu się tym, co właśnie teraz jest do zrobienia. Z tej organicznej perspektywy żadna rzecz nie jest ważniejsza od innych – każdy krok, każde spotkanie, każde działanie może okazać się niezbędne dla zachowania harmonii w życiu i może skierować nas w strumień siły, która współdziała ze strukturą. Twoje życie jest dziełem sztuki.

Rick Jarow
przełożył J. P. Listwan
Niniejszy tekst pochodzi z Biuletynu Ricka Jarowa, Spring/Summer 1998

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa cookies.

Czytaj więcej na temat polityki cookies.